Mniej więcej trzysta lat europejskiej sztuki nowożytnej zostało podporządkowanych zasadzie mimesis – najważniejszym celem obiektywnie „dobrego” malarstwa miało być idealne odwzorowanie natury za pomocą pędzla. I chociaż dziś myślenie takimi kategoriami może wydawać się dość anachroniczne, zawdzięczamy mu możliwość obrazowego przemieszczania się po pałacach i domostwach, przyglądania się zwyczajom i dawnym normom społecznym. Co więcej, do drugiej połowy XVII wieku znakomita większość obrazów była zamawiana przez konkretnych nabywców, a więc musiała sprostać ich gustom i statutowi.

Niezwykle płodny grunt dla „sztuki codzienności” stanowiły XVII-wieczne Niderlandy Północne. Bardzo duża część kalwińskiego, bogatego mieszczaństwa była w stanie pozwolić sobie co najmniej na zakup martwej natury, zwanej przez ówczesnych ontbygens. Takie obrazy, choć nie osiągały wielkich kwot, były lubiane i poszukiwane, zwykle wieszane w charakterze supraport. To jednak one są dziś najbardziej wymowne, były bowiem do tego stopnia zespolone z otoczeniem, w którym powstawały, że najlepiej potrafią oddać warunki materialne i przedmioty pożądania dawnych nabywców.

Wino reńskie, obok piwa, stanowiło jeden z najbardziej popularnych napojów w Niderlandach Północnych. Było to wino sprowadzane głównie na rynek lokalny, w przeciwieństwie do tego z krajów basenu Morza Śródziemnego, które Holendrzy rozprowadzali do reszty Europy. Jeden z najważniejszych portów dla importu wina reńskiego znajdował się w Dordrecht. Johan van Beverwyck – lokalny pisarz i lekarz, do tego stopnia cenił łatwo dostępny napój spływający do jego miasta Mozą i Renem, że przedkładał jego właściwości ponad te przypisywane wodzie. Twierdził, że dzięki winu reńskiemu mieszkańcy Dordrecht zupełnie wyzbyli się brutalności. Występowanie słodkiego proto-rieslinga na obrazie Hedy wydaje się więc więcej niż uzasadnione.

Jednym z najznakomitszych przykładów takiego malarstwa w polskich zbiorach jest, znajdująca się w stałej ekspozycji Muzeum Narodowego w Warszawie, „Martwa natura deserowa” Willema Claesza Hedy z 1637 roku . Artysta pochodzący z Haarlemu specjalizował się właśnie w tego rodzaju kompozycjach – niezwykle prostych, monochromatycznych, prezentujących stół po posiłku, co miało potęgować ich symboliczną wymowę. W tym przypadku dominantę stanowi roemer – typowy północnoeuropejski zielonkawy kieliszek do wina, z grubym, zdobionym trzonem – wypełniony białym winem, symbolizującym czystość duszy, ale również, jak się przyjęło, przemijanie, bo wino pozostawione w otwartym naczyniu szybko wietrzeje. Przed nim, również niezwykle istotna - napoczęta szarlotka z marmoladą wiśniową, reprezentująca ulotność dobrobytu. Dwa elementy są już na pierwszy rzut oka tak interesujące i wizualnie apetyczne, że cała reszta zdaje się być jedynie sztafażem. Przewrócona na charakterystyczną tazzę repusowana czara, oznaczająca zwykle koniec uczty, zakrywa szklankę z piwem – lokalnym trunkiem, cenionym, lecz znajdującym się w cieniu wina sprowadzanego z Hiszpanii, Francji, Włoch i przede wszystkim z doliny Renu 

Dość dobrze rozwiniętej kulturze picia nie ustępowała kultura jedzenia, o czym świadczy między innymi olbrzymia popularność wydanej w 1612 roku „Księgi kucharza, czyli rodzinnej książki kucharskiej”. Antonius Magirus – autor publikacji – przetwarza w niej przepisy Bartolomea Scappiego (słynnego, renesansowego szefa kuchni i osobistego kucharza papieża) na holenderskie warunki. Bogactwo przypraw i składników występujących w przepisach uzmysławia nam, jak świetnie zaopatrzone musiały być nie tylko targi, ale również kuchnie tamtejszej klasy średniej. Co ciekawe, autor książki wyraźnie zachęca do czerpania przyjemności z gotowania, wyraża aprobatę dla pań domu, które gotują zamiast służby (12% populacji Niderlandów), próbują „znajdować swoje smaki”, o których to, jak pisze wieńcząc swoje dzieło: „nie należy dyskutować”. Biorąc pod uwagę, że do roku 1668, „Księga kucharza…” była jedyną niderlandzkojęzyczną książką kucharską, z wielkim prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że tarta jabłkowa występująca na obrazie jest tą samą, do której zrobienia zachęca Magirus: 

Obierz jabłka ze skórki bądź połóż je przy ogniu, tak by skórka się nieco przypaliła. Pokrój je w okrągłe plastry i uduś w glinianym naczyniu ze świeżym masłem, cukrem i mocnym białym winem albo jeszcze lepiej – z małmazją. Dodaj jeszcze nieco cukru, cynamonu, imbiru, fenkułu, anyżu i masła. W ten sposób piecze się wszelkie rodzaje tart z jabłkami i gruszkami. Można dodać także nieco porzeczek. 

Pochwała niderlandzkiego handlu i wartość symboliczna dzieła potrafią iść więc w parze z dopasowaniem smakowym. Białym winem w roemerze mógłby być dziś Riesling Spatlese Magdalenkreutz z Rheingau słodszy, bo otrzymywany z winogron zebranych z lekkim opóźnieniem. Owocowa słodycz i umiarkowana kwasowość w znakomity sposób dopełni smak farszu - jabłek duszonych w wytrawnej, hiszpańskiej malvasii o słomkowym kolorze i dużo większej kwasowości (np. Santpere Blanc)